środa, 23 października 2013

Chapter 19

JEŚLI NIE CHCESZ NIE MUSISZ CZYTAĆ ! SCENKA EROTYCZNA JEST ZAZNACZONA !!!!

Krzątałam sie po domu, szczerze mówiąc sama nie wiem po co i z jakiego powodu. Zresztą jak to ja zapewne z podekscytowania i z ciekawości dokąd Harry ma zamiar mnie zabrać. Już się nie mogę doczekać. Może do parku? Ooo zawsze marzyłam o wyjściu do dużego londyńskiego parku w ciemną noc z ukochanym. Usiąść przy podświetlanej fontannie i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Większość nastolatek marzy o chłopaku niepalącym, niepijącym, czyli takim grzecznym chłopczyku dobrze wychowanego w rureczkach, koszuli i z grzywcią zaczesaną na bok, który pochodzi z dobrego i bogatego domu, żeby mogły mieć wszystko czego zapragną. Duży dom, dwójka dzieci, wypasione auto za 100,000 $ z basenem i wielkim ogrodem w którym będą mogły siedzieć z "lalusiem" i pić kawkę rano przed bardzo dobrze płatną pracą męża. Ja zawsze gustowałam w tych ' bad boy'ach ', którzy palą i robią co chcą, nie przejmując sie ludźmi dookoła i ich uczuciami. Obchodzą go uczucia osób które kocha. Szanuje je i okazuje czułości. Ja, gustowałam w facetach, nie w chłopczykach i mężczyznach pod krawatem.  Eeee ... poprawka. Gustuję. Kocham faceta do którego sie przytulę i czuję ostry zapach perfum zmieszany z wonią dymu papierosowego. Z mnóstwem tatuaży na ciele i tunelami w uszach. Dlatego gdy zobaczyłam Harry'ego po raz pierwszy czułam jakby był magnesem i przyciągał mnie do siebie. Ale przecież mu tego pokazać nie mogłam odrazu na pierwszym spotkaniu. 
Z zamyśleń wyrwał mnie wibrujący w kieszeni telefon. Wyciągnęłam go i gdy moim oczom ukazało się imię Harry na mojej twarzy zagościł niespodziewany usmiech. 

"Będę u cb wcześniej kochanie. Już nie moge bez ciebie wytrzymać. ;* Harry xx"

Stąpając stopami po zimnych kafelkach wyłożonych na schodach weszłam do mojego pokoju, chwyciłam najwygodniejsze ubrania jakie miałam w szafie io pokierowałam się do łazienki w celu ogarnięcia się choć trochę. Weszłam pod cieknącą wodę i nałożyłam na siebie waniliowy żel pod prysznic. Usłyszałam głośn stukanie do drzwi na przemian z dźwiękiem dzwonka. Wiedziałam, że to Harry, dlatego wyłączyłam wodę i wybrałam jego numer.
***
- Wejdź i poczekaj na mnie.
- A gdzie jesteś? 
- W łazience biorę prysznic, zaraz do ciebie zejdę. - cmoknęłam do słuchawki i odłożyłam iPhone'a na kosz na ubrania.
***
||| Spłukałam żel i wychodząc z prysznica, zobaczyłam jak w drzwiach stoi Harry. Uśmiechnęłam sie do niego i zaczęłam rozczesywać swoje włosy. Poprawka. Wyrywać garściami.  Poczułam jak ciepłe dłonie oplatają moją talię. Momentalnie zrobiło mi sie gorąco, zimno, poczułam jak w brzuchu motyle strzelają z karabinów. Złożył mały pocałunek na mojej szyji, a po chwili nie miałam już na sobie ręcznika. 
- Harry ... - szepnęłam zakrywajac swoje ciało. Chłopak przejechał palcem po moim ramieniu i zatrzymał sie na ręku, którą zakryłam piersi. 
- Kochanie. Jesteś śliczna. Wyglądasz cudownie. - oznajmił mi do ucha całując po nim cały czas. Pocałował mnie w nos, a po moim ciele przeszły ciarki. Wpiłam się w jego usta, oplatając szyję rękoma i kopnęłam ręcznik gdzieś w bok. Chłopak złapał mnie za pośladki, a ja korzystając z okazji wspięłam się na jego biodra. Nasze języki toczyły zawziętą walkę. Harry posadził mnie na blacie obok umywalki, a ja z racji tej iż było to bardzo zimne, zesztywniałam na chwilkę, ale się  przyzwyczaiłam. Całowaliśmy się namiętnie z pożądaniem. Czy właśnie teraz przeżyję swój pierwszy raz?  Zawsze zastanawiałam się jakie to jest uczucie robić to z osobą którą się kocha. Która kocha ciebie. Nie jestem pewna czy chcę to zrobić dzisiaj. Czuję pożadanie, ale czy to właśnie nazywamy miłością? Seks? W połowie. Miłośc polega na wzajemnym ufaniu sobie, pomaganiu, wspieraniu. To jest miłość. Tego uczucia nie da sie zdefiniować. Nie ma takich słów. Gdy wyrazimy to słowami - niszczymy piękno tego uczucia. Miłośc to tysiące, miliony, miliardy spędzonych ze soba godzin, dni. To są pocałunki, fochy, spacery, szczere rozmowy w blasku księżyca. Miłość sama w sobie ma wewnętrzną wartość - po prostu kochasz! To ogromne szczęście! Nie ma nic poza tym, żadnego zamierzonego efektu, który dzięki temu osiągasz. Miłośc to nie środek do jakiegoś celu, ale wlaśnie ten cel!

- Chcesz? - szepnął do ucha nieustannie dysząc. Kiwnęłam głową na znak że chcę i znowu wpiłam sie w jego usta. Zaczęłam ściągać z niego ubrania od samej góry. Koszulka, pasek, spodnie .... bokserki zostawiłam. Chociaż... Ja jestem bez. To dlaczego on ma je mieć? Loczek podniósł mnie do góry, a chwilę potem znajdowaliśmy się już w sypialni na miękkim łóżku, na którym było o wiele, wiele wygodniej niż na blacie w łazience. Chłopak położył mnie na pościeli i zaczął całować mój dekolt. Powoli zjężdżał coraz niżej i zaczął ssać moje sutki, później po brzuchu aż doszedł do dolnej partii ciała. Zacżął obcałowywać wewnętrzną stronę ud i kierował się do moich intymnych części ciała. Składał na niej małe mokre całusy. Wsadził palec do mojej "wnętrzności" i zaczął poruszać nim w górę to w dół. To było takie przyjemne uczucie. Wygięłam się w łuk, a chłopak w tym samym momencie wyciągnął i po chwili wsadził dwa robiąc to samo. Gdy przestał chciałam teraz mu to wynagrodzić. Przewróciłam go tak że leżał teraz pode mną. Chłopak wymruczał mi do ucha kilka słów, ale dobrze go nie zrozumiałam więc zaczęłam swoją robotę. Złożyłam krótkiego całusa na jego wargach i zjężdzałam coraz niżej. Zaczęłam całować każdy jego tatuaż na rękach, na klacie, która wyglądała jakby ją ktoś wyrzeźbił z marmuru. Przejechałam językiem po całej długości jego górnej partii ciała i zabrałam się za dolną. Złapałam zębami za gumkę od bokserek i ściągnęłam je w dół zostawiając na kostkach. Ocierając swoimi piersiami jego kolegi, podciągnęłam się do jego twarzy i usiadłam na nim okrakiem. Podobało mu się to dlatego wiedziałam że dobrze to robię. Obcałowałam jego szyję i wróciłam do jego penisa. Przejechałam palcem po nim, a ten jak na komendę "stań" wystrzelił w powietrze. Polizałam go po całej jego długości i zatrzymałam się na samym czubku. Chwyciłam go w ręce i zaczęłam obcierać nimi jego kolegę. Dość długiego ... nie powiem. Wsadziłam go do buzi i jeździłam w górę to w dół. 
- Emily ... - wysapał Harry i wygiął się w łuk, dokładnie jak to zrobiłam ja. Przekręcił mnie tak że to on teraz górował i spojrzał na mnie z zapytaniem czy może wejsć. Zgodziłam się i wtedy to zrobił. Pchnął raz, drugi, trzeci. Jęczeliśmy coraz głośniej.
- Zaraz dojdę. - wyjęczałam i po chwili oboje jęknęliśmy najgłośneij jak tylko potrafiliśmy. Chłopak wyszedł ze mnie i położył obok. Oplótł mnie ręką i pocałował w czoło.
- Jesteś cudowna. - wymruczał mocno zmęczony. 
- Ty też. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- To co prysznic? - spytał całując moje knykcie. Pokiwałam głową i oboje ruszliśmy do łazienki wziąć ciepły prysznic. |||

Ogarnięci wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę ... sama nie wiem w stronę czego. W połowie albo i nie w połowie Harry poprosił abym zamknęła oczy i zawiązał mi je chustką. Złapal mnie za rękę i gdy prowadził jak to ja zaczepiłam o swoją nogę. Zaczęłam się smiać i wtedy przystaliśmy.
- Jak myślisz, gdzie jesteśmy? - spytał oplatając mnie w talii. Pociągnęłam nosem i poczułam zapach trawy, drzew i kwiatów. Pachniało jak w lesie. 
- W lesie? - spytałam ściskając rękę Harry'ego gdy usłyszałam głośny szelest i jakiś odgłos.
- Brawo. - szepnął z chrypką w głosie i zdjął mi chustkę z oczu. Zaczęło sie sciemniać a na niebie widniała pełnia księżyca. Przede mną leżał duży koc a na nim tort, babeczki, szampan wsadzony w kostki lodu i bukiet w wazonie. 
- C-c-co ... - zająkałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć i po co w ogóle to wszystko. 
- Dziś są moje imieniny. Nie mam z kim obchodzić. Przez ostatnie lata zapominałem o nich, ale teraz stwierdziłem, że spędzę je z tobą. - rzekł i złożył na moich ustach krótki pocałunek. 
- Wszystkiego najlepszego skarbie !! - krzyknęłam na cały głos i przycisnęłam go mocno do siebie. Pocałowalam w policzek, a Harry podniósł mnie do góry i kręcił się w kółko.
- Harry ... zaraz zwymiotuje... - zakryłam usta ręką, a chłopak odrazu postawił mnie na ziemi.
- Co? Dlczego? Przepraszam. - gadał i powtarzał cały czas to samo.
- Hahahahahah. Żartowałam. - ozanajmiłam i ruszyłam w stronę koca. - Wiesz ... ten tort zaraz się rozleci. - rzekłam drapiąc się po karku. Wyglądał tak smakowicie. Zjadłabym go całego. Miał na sobie tyle czekoladyyy ... mmmm... Oblizałam usta myślać o spożyciu pysznego ciasta.
- Pomyślałaś o mnie? - szepnął mi do ucha Harry.
- Yyyy ... nie? O tooooorcie w czeeekoladzie. - oznajmiłam przeciągając. Zaczęłam się śmiać, a chłopak poczęstował mnie pysznym biszkoptem. 
- Mmmmm... pyszny. - oznajmiłam połykając ostatni kęs tortu. Harry wlał nam zimnego szampana i gdy przyłożyłam kieliszek do ust usłyszałam trzy strzały. 
- Kurwa. John. - szepnął Harry. Po całym moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 
- K-k-kto? - zająkałam się. wstałam tak jak zrobił to on.
- Zbieraj to i sie nie pytaj! - wrzasnął a ja cała podskoczylam. Pomogłam mu to pozbierać i pobiegłam za nim do czarnego auta. Wskoczyłam zapięłam pas i ruszyliśmy tak szybko jak tylko było można. 
- To powiesz mi kto to ten cały John? - spytałam zagarniajac swoje włosy do tyłu. Na samo imię chłopak mocniej zacisnąc ręce na kierownicy . 
- Powiedz ! - krzyknęłam na cały samochód. Nie wiedziałam czy napewno chcę wiedzieć kto to jest. 
- Nie twój interes ! - odkrzyknął tak samo, a może nawet głośniej. 
- Przystań. - rzekłam i czekała aż auto zatrzyma sie na poboczu. - Przystań do cholery! - wrzasnęłam i chwyciałm za pas aby go odpiąć.
- Proszę bardzo. Ale jak nie wrócisz do domu cała to nie moja wina. - chłopak przystał, a ja zastanawiałam sie co ma na myśli.
- Że co kurwa?! - krzyknęłam zamykając drzwi i zapinając z powrotem swój pas. 
- Prawda jest taka że muszę Cię zabić! - zesztywniałam i słuchałam dlaej co ma mi do powiedzenia. - Pracuję u John'a który jest dilerem, zabójcą, kryminalistą. Daje mi zlecenia i ja zabijam ludzi. I teraz trafiło na ciebie. - głos mu się na końcu załamał.
- A-a-ale d-d-dlaczeg-g-go? - spytałam cały czas sie jąkając. 
- Twoi rodzice zadłużyli sie u John'a. I zginęli w wypadku teraz ucierpisz za to ty albo twoja ciotka. Holly. - powiedział i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Ja też już miałam. Jak to? Moi rodzice? A co jeśli on kłamie? ONI kłamią? 
- Nie wciągaj w to moich rodziców!! - krzyknęłam, a łzy litrami zaczęły spływać po mojej twarzy. 
- Ale ja ich nie wciągam w to! Wciągnęli się w to sami przed śmiercią! - krzyknął i dopiero wtedy sobie uświadomiłam że mieli ogólnie dużo pieniędzy ale wyliczając ich pensje i wydatki to coś za dużo wychodzi. Czy oni się zabili z powodu długów? Serce zaczęło walić mi jak młotem. Nie mogłam w to uwierzyć. Moi rodzice?
- Jejku ... - szepnęłam i wytarłam mokre policzki.
- Teraz musimy się zastanowić co zrobić z Tobą. - rzekł i wychodząc z auta pociągnął mnie do swojego domu. 


"Dlaczego ludzie, którzy nie robią nic złego w życiu mają najgorzej?"

---------------------------------------------------------------
Ta daaaaaam !!
Rozdzialik dłuższy ale jeszcze nie jest taki długi. Prawda? 
Mam do was taką sprawę. Hmm .. od czego by tu zacząć ...
To tak ... nie wiem czy może rozdziały nie będą się pojawiać w soboty. Bo tak ja się męczę i piszę, poświęcam czas, a wy nie komentujecie. Przywiązałam sie do bloga. Bardzo. Proszę was żebyście w komenatrzach wyrażali swoją opinię. A nie "super, fajny, dalej, krótki ..." Dobra cieszę się też z tych, ale co mi to daje? No właśnie malutko. Niewiele. 
Nie wiem róbcie co chcecie. 
Nie dodam jak nie będzie 4 komentarzy !!!

Tak wiem nie jestem dobra w opisywaniu scenek erotycznych. HYHYHY.
I tak wgl to nie wiem po co oni teraz to zrobili .. nwm po co to napisałam. Ale ok. 

czwartek, 17 października 2013

Chapter 18

Promienie słoneczne błądziły po mojej twarzy. Przetarłam oczy i w tym samym czasie zadzwonił mój iPhone informując mnie o tym, że zaraz mogę się spóźnić na lekcje. Kolejny dzień. Kolejne problemy i szkoła. W sumie to szkoła jest jednym wielkim problemem. Tak samo jak ja. Nie wiem komu jest w goóle potrzebna. Harry'emu? Tylko jemy jedynemu. Ja, jestem pewna co do jego uczuć do mnie. Nawet bardziej niż do swoich. Dziwne. To znaczy wiem, że go kocham. Kocham, nawet bardzo. Jak nigdy nikogo. Nikt nie przerwie tego uczucia. Nikt ani nic. Jest silniejsze niż cokolwiek innego. 
Wyciągnęłam ubrania z garderoby i po szybkim prysznica zarzuciłam je na siebie. Biorąc do ręki torbę i zawieszając ją na prawe ramię, wyszłam z domu i swoje kroki skierowałam w stronę budynku szkoły. 

- Hej młoda. - przywitałam się z Nelly i ruszyłyśmy do klasy na angielski. Usiadłam na swoje miejsce i spostrzegłam że obok nie ma Harry'ego. Może się spóźni? Miejmy nadzieję. Otgworzyłam zeszyt i zaczęłam robić notatki z tego co mówił nauczyciel. Gdy skończył zaczął gadać coś o zachowaniu uczniów naszej szkoły. Bla, bla, bla. Przekręciłam oczami i wyciągnęłam swoje słuchawki. Wsadziłam do iPhone'a, a potem w rękaw i do uszu. Włączyłam pierwszą piosenkę i zatopiłam się w jej wersach. Po chwili muzyka w moich uszach usichła i słyszałam szepty innych uczniów.
- Panno Dickinson. Powtórz ostatnie zdanie które powiedziałem. - rzekł z miną "jak nie, to cię zjem na kolację i popiję kawką ze Starbucks'a" 
- Eeee ... ostatnie zdanie? No to 'Powtórz ostatnie zdanie które powiedziałem'. To zdanie było pana ostatnim. - oznajmiłam i poprawiłam sie na krzesełku. Usłyszałam jak większość próbuje powstrzymać śmiech, a nauczyciel wciągnął powietrze kilka razy i znowu się odezwał. 
- Zostajesz po lekcjach i sprzątasz klasę. Ustawiasz ławki, podelejesz kwiaty, powsuwasz krzesełka, pozmieniasz dekoracje. Przynajmniej wyręczysz sprzątaczkę. - uśmiechnął sie i odszedł nadal trzymając słuchawki w ręku. Przekręciłam oczami z myślą o sprzątaniu tej ... eemmmm ... dziwnej? klasy. 
- Odda mi pan chociaż słuchawki? - spytałam z miną smutnego psiaczka. 
- Jutro. Jak sala będzie lśnić. - oznajmił i przeszedł do dalszego prowadzenia lekcji. 

Dzwonek oznaczający, że lekcji na dziś koniec, spowodował, że cała uniosłam się ku górze razem z krzesełkiem. Chwyciałm torbęi zaiweszając ją na ramieniu wyszłam i pokierowałam się do klasy gdzie miałam sprzątać. Ugh... Zapukałam i moim oczom ukazała się twarz tego nauczyciela. Fu. Profesor wyszedł a ja zabrałam się za brudną robotę. 


Wyszłam z budynku szkoły i przy brami zobaczyłam sylwetkę nie kogo innego jak Harry'ego. Ciekawe czemu go dzisiaj w szkole nie było? Pomachałam i gdy byłam już bardzo blisko niego rzuciłam mu się na szyję składając małe pocałunki i wtulając się w jego gorące ciało. 
- Hej. - wymruczał do mojego ucha z lekką chrypką, a po moim ciele przeszła fala dreszczy. To fascynujące, że jedna osoba może wywołać u ciebie stado motyli w brzuchu, a jego głos, nawet jedno krótkie 'hej' potrafi powiedzieć to w taki sposób, że będziesz miała ciarki. Uczucie, gdy wiesz, że kogoś kochasz i zrobisz dla niej wszystko jest po prostu niewyobrażalnie cudowne. Wiesz, że masz dla kogo żyć, kogoś kto kocha cię tak samo jak ty jego. Za takie uczucie możnaby oddać wszystko. To są prawa miłości ludzi względem siebie, nikt tego nie zmieni. 
- Co robisz dzisiaj wieczorem? - spytał odstawiając mnie na ziemię. 
- Wolny mam, a co? Chcesz mnie gdzieś zabrać? - spytałam łapiąc go za rękę. 
- Mooże. Taki romantyczny wieczór. Tylko ty i ja. No i muzyka. Taka wolna. Nasz taniec w świetle księżyca. Nasze cienie przybliżone do siebie, przemieszczające się pomiędzy wysokimi drzewami. To jak zgadzasz się? - wymruczał mi do ucha i złożył krótki pocałunek na mojej szyi. Zajęczałam ispojrzałam mu prosto w oczy, w których po chwili się zatopiłam. Nie pierwszy raz widzę te śliczne oczka z głęboką zielenią, ale za każdym razem jak w nie patrzę wydają się być ładniejsze. Za każdym razem. 
- Kusząca propozycja. Grzechem by było odmówić. - złożyłam krótkiego całusa na jego ciepłych wargach i ryszuliśmy w stronę mojego domu. 
-----------------------------------------------------------------------
Kur*a ...
Dlaczego wena mi ucieka i piszę krótki i bezsensowne rozdziały?! dlaczegooo ??
Dobra to tak dla "OLIWI JEDNOKIERUNKOWEJ"
Anabeth to jest była Harry'ego. Możesz zobaczyć w zakładce "bohaterowie" ;))
We wcześniejszych rozdziałach też była ;3

Do następnego ;*
Który nie wiem kompletnie kiedy się pojawi ;cc
KC <3333

sobota, 5 października 2013

Chapter 17

Czy zawsze gdy zaczyna sie coś układać to coś musi się pieprzyć? Myśląc że będzie już wszystko jak najlepiej, wtedy szanse na szczęście maleją i rosną na to by wszystko się spieprzyło. Dlaczego w życiu nie może być tak jak w bajkach dla dzieci? Miłość jest od pierwszego wejrzenia, gdy to książę na białym rumaku bierze księżniczkę z wieży w której jest uwięziona. Potem jest ślub, dzieci i inne duperelki. Dlaczego w bajce na jedno pstryknięcie masz wszystko czego zapragniesz? Poleci jedna łza zjawia się wróżka i spełnia życzenia. Dlaczego tak nie może być w normalnym życiu? Ahh to wszystko jest do dupy. 
Harry przytulił mnie mocniej i pogłaskał po włosach. Wytarłam łzy z policzków i całą swoją siłą przycisnęłam loczka do swojego ciała.
- Dlaczego ... ja? - spytałam szlochając i zaciągając nosem. Ostre perfumy Harry'ego drażniły wnętrze moich nozdrzy.
- Csiii ... - Harry pocałował mnie w czoło i zaniósł do salonu na łóżko.  Przykrył kocem i usiadł na podłodze obok mnie. Po chwili zasnęłam.

*Harry's pov
Czy to możliwe, że to wszystko sprawa John'a? Możliwe. On taki jest. Nie mogę mu na to pozwolić ale też nie mogę mu tego zabronić, bo cało z tego nie wyjdę. Spytać? Hmm, nie zaszkodzi. Chociaż może. John z pozoru wygląda na normalnego faceta. Gdyby ktoś go zobaczył na ulicy? Pff. Nic po prostu. normalny przechodzeń. W cztery oczy? Uważaj na słowa. 
Dom wypełnił głośny dzwonek do drzwi. Podbiegłem i otworzyłem.
- Hej, Harry. Co tam u cb i Emily? - spytała przekraczając próg domu brunetki. 
- Siema. - szepnąłem i zamknąłem za nią dom, ta spojrzała się na mnie i uśmiechnęła, a ja przewracając oczami zaprosiłem ją do salonu. 
- Oo, śpi. - oznajmiła, opadając całym swoim ciężarem na fotel. A no tak, zapomniałem. Przyszła Anabeth. Długonoga pięknośc z blond włosami.
- Wiesz, zauważyłem. - odpowiedziałem i usiadłem na to samo miejsce co wcześniej. 
- Zmęczyłam się. - oznajmiła patrząc na brunetkę. Moją brunetkę. Spojrzałem na nią i mimowlonie na mojej twarzy zagościł uśmiech. Pocałowałem ją w czoło i zwróciłem się do Anabeth.
- Czym niby? - zaśmiałem się a ta dała mi kuksańca w bok i oboje zaczęliśmy się śmiać. 
- Szukałam pracy i znalazłam. Prezenterka. To teraz mi pogratuluj. - oznajmiła i wyszczerzyła swoje białe zęby. 
- Chciałabyś. - powiedziałem i rzuciłem w nią poduszką. Oboje wybuchnęłiśmy głosnym śmiechem.
- Najbardziej rozpowszechniony program telewizyjny na caaaałym świecie, a w nim ładna blondynka jako prezenterka. - dziewczyna wypowiedziała te słowa z wielką gracją w głosie. Uśmiechnąłem się do niej lekko. Nie powiem, ładna to ona jest. Uśmiech ma śliczny. Nogi też. Włosy. Oczy. Figurę. Harry stop! Potrząsnąłem lekko i niewidocznie głową i wyrzuciłem z niej myśli o Anabeth. Przymknąłem oczy i w mojej głowie pojawił mi się obraz jak całuję sie z Emily. Pierwszy raz poczułem motylki w brzuchu. Stado. Uśmiechnąłem się i odruchowo spojrzałem w jej kireunku. W tym samym momencie, dziewczyna przekręciła się na drugi bok. 
- Gdzie mieszkasz? - spytałem Anabeth, a na jej twarzy zagościł lekki uśmieszek.
- W domu. - odpowiedziała i zaczęliśmy się śmiać. - A tak na serio to jak tu na skrzyżowaniu w prawo i czwarty dom. Wpadnij kiedyś. Na kawę. Herbatę. Ciastko. Z Emily. - rzekła i puściła mi oczko. 
- Może skorzystaaam. - przeciągnąć końcówkę wyrazu i poczułem jak Emily podnosi się z łóżka. 
- Harry? - spytała powoli otwierając jedno oko.
- Jasne, że tak. A spodziewałaś się kogoś? - spytałem i pocałowałem ją prosto w usta.

*Emily's pov
Otworyłam oczy i uśmiechnęłam się do Harry'ego. 
- Pójdę zrobić sobie herbatę. Chcesz? - spytała loczka, na co ten w odpowiedzi przytaknął.
- Okej. - szepnęłam i ruszyłam do kucni zaparzyć herbatę. Wstawiłam wodę i do kubków wrzuciłam po małej torebce. Chwilę potem gwizdek w czajniku zaczął piszczeć. Zalałam kubki do pełna. Posłodziłam i zaniosłam do salonu stawiajac na szkalny stolik. Spojrzałam na Harry'ego i kątem oka zauważyłam kogoś siedzącego na fotelu. Z wymalowanym zdziwieniem na twarzy spoglądałam to na Hazzę to na ... hmmm ... Anabeth. Bingo! Oboje wybuchnęli głośnym smiechem, a ja dalej stałam jak słup wpatrując się w nich.
- Ty. Kiedy tu przyszłaś? - spytałam kładąc na prawy bok i przekręcając głowę w odwrotną stronę. 
- Jak spałaś. - odwiedziała opanowując swój śmiech. Podrapałam się po karku i spojrzałam na Harry'ego. Ten pokiwał głową twierdząco.
- Okej. Nie pytam. - rzekłam i we trójkę zaczęliśmy się śmiać. 
***
Szliśmy ciemnymi uliczkami oświetlonego blaskiem księżyca Londynu. Napawaliśmy sie świeżym, brytyjskim powietrzem. W ciszy. Co chwila spoglądałam na mój cień przemierzający chodnik razem ze mną. Trzymałam jego rozgrzaną dłoń. A on moją. Po prostu. Trzymaliśmy się za ręce. Mijaliśmy lapmy, które oświetlały nam dalszą drogę. Drzewa, które machałay gałęziami i dawały lekki chłodny wiaterek. Szliśmy w ciszy i wdychaliśmy powietrze, które dawało nam życie. Kocham taki stan. Stan w którym nie musisz się o nic martwić. Stan w którym czujesz się biezpiecznie. Stan w któym wiesz, że dobrze robisz będąc z osobą którą kochasz w miejscu gdzie chcesz i powinnaś być. Stan w którym kochasz bezgranicznie i bezwarunkowo. 
Mimo, pomimo i wbrew.
-----------------------------------------
No to tak. Wiem, że krótki. Wiem.
Przepraszam <3
Kolejny dłuższy. Obiecuję :**
To tak:
BLOG ZOSTAJE I KONIEC KROPKA !!! <3 

Kto się cieszy komentarz tu pliis <3 
Do następnego <3
Dziękuję za 10 komentarzy. TERAZ PIĘĆ I NASTĘPNY <3 KCOAHM WAS WIEM ŻE DACIE RADĘ :***

piątek, 27 września 2013

Chapter 16

NOTKA POD ROZDZIAŁEM !!!

'Strasznie głośno krzyczysz. Jakiś koszmar?'
Odczytałam treść sms-a i zesztywniałam. Znowu. Dlaczego akurat ja? Czy to wszystko wiąże się z Harry'm? A jeśli nawet to co z tego? Kocham go zbyt mocno żeby zrezygnować ze związku. Jestem w tym związu tak jakby "uwięziona". Tylko w sensie pozytywnym. Co by sie nie działo i tak zostanę z Harry'm. Kocham go. Mocno. Bardzo. Jak nigdy nikogo. Może datego że on jest pierwszą osobą którą kocham? Może.
Tak Harry jest pierwszą osobą w moim zyciu z którą jeste i którą kocham tak mocno. Mimo, pomimo i wbrew. 
Liam? Był, przepraszam jest moim przyjacielem. I zawsze będzie, chodź dawno go nie widziałam. Tak byłam z nim. Jakiś tydzień. Oboje stwierdziliśmy, że nie sprawdzimy się w związku i lepiej jak zostaniemy przyjaciółmi. Tak też sie stało. Zostawiłam go w Bradford. W moim rodzinnym mieście. Liam jest bardzo ważną osobą w moim życiu. Był ze mną w każdej chwili załamania. Gdy miałam depresję zaczęłam się ciąć. Robiłam to regularnie. Można powiedzieć, ze byłam od tego w jakiś sposób uzależniona. Nie przeżyłam dnia, godziny, bez przecięcia ostrą żyletką swojej bladej skóry na nadgarstku. Wtedy zaczęłam ćpać. Miałam jakieś czternaście lat. Taka głupia gówniara, która się tnie, ćpa i Bóg wie co robi. Każdy mnie właśnie uważał za taką dziewczynę. Rówieśnicy wyzywali mnie od ćpunek i idiotek. Że jestem nieznaczącym zerem i nic ze mnie nie będzie. Na począku olewałam to i się nie przejmowałam, ale z czasem sama zaczęłam w to wierzyć. W ich słowa. Jesteś zerem. Codziennie to samo. Codziennie te same słowa. 
Ludzie myślą, że taki gówniarz nie rozumie, nie czuje tak samo jak dorosły. Nie prawda. To właśnie dziecko bierzę wszystko do siebie, bardziej to przeżywa. To dziecko rozumie bardziej niż niektóry dorosły. 
Z czasem ćpałam regularnie. Cięcie się i ćpanie to były dwie najważniejsze czynności w moim życiu. Uzależniłam się. Trafiłam na odwyk w wieku piętnastu lat. Rodzice przez jakiś czas mnie nie odwiedzali. gdy został miesiąc zaczęli przychodzić. Dzięki Liam'owi. To on pomógł mi wyjść z tego. On mnie nie zostawił. 
Gdy byłam w tym budynku z trzema mężczyznami, wspomnienia wróciły. Narkotyki. To nie był pierwszy raz. Znaczy pierwszy, po tak długiej przerwie. 

Przymknęłam oczy i wyprostowałam się rozciągając przy tym swoje mięśnie. Spuściłam nogi z łóżka i zaczęłam chodzić po wokół mojego pokoju. Skąd on wie co ja robię? Kamerki? Wykluczone. No bo wkońcu jak i kiedy? Zgasiłam światło i podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Obok domu na przeciwko nas stało jakieś auto. Spróbowałam się bardziej przyjrzeć, ale z racji tej iż było ciemno a na ulicy nie było ani jednej zapalonej lampy, nic nie zobaczyłam. Pomyślałam, że może to on i zasłoniłam rolety w pokojach na górze i pozamykałam wszystkie okna. Tak samo zrobiłam na dole. Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki i wróciłam aby zamknąć drzwi balkonowe u Holly w pokoju. Pogasiłam światła i zatrzasnęłam za sobą drzwi od mojego pokoju. Odetchnęłam próbując się choć trochę rozluźnić. Mój spokój jak zawsze nie trwał długo. Przecież to Emily Dickinson ona nie może się czuć bezpiecznie i spokojnie. Wzięłam do ręki białego iPhone'a, który wibrował dając znak, że mam sms'a. Odblokowałam ekran i zaczęłam czytać. 
'Nie musisz się mnie bać. Nic Ci nie zrobię. Jak narazie. Jak będziesz grzeczna. Ale wiedz, że przede mną się nie schowasz kotku.'
No tak, czegoinnego ja się mogłam spodziewać? Tej nocy nie zasnę. Gwarantuję wam to. Chociaż ... Hary. Zadzwonię do niego. Wykręciłam numer i czekałam na odpowiedź

*Harry's pov
Siedziałem z chłopakami i Eve na kanapie w salonie, gdy nagle mój iPhone zaczął wibrować, a na ekranie widniał napis "Emily<3" Popędziłem do kuchni i przyłożyłem go do ucha.
~*~
- Tak kochanie? Coś się stało? - spytałem odrazu na wstępie.
- Tak znaczy nie. Ale przyjedź. Boję się. - wyszeptała cichym łamiącym się głosem.
- Kotku, czego się boisz? - zapytałem szukając kluczyków od auta po całej kuchni.
- Po prostu przyjedź. - szepnęłam i usłyszałem trzy piknięcia oznaczające zakończenie rozmowy. .
~*~
- Chłopaki wychodzę! - krzyknąłem naciskając klamkę od frontowych drzwi.
- Gdzie? - usłyszałem za sobą pytanie, ale nie miałem zamiaru na nie odpowiadać.
Wskoczyłem do auta, a kluczyki wsadziłem do stacyjki. Przekręciłem je raz, drugi, trzeci. Nic.
- Kurwa! - walnąłem w kierownicę, prosto w klakson i dźwięk rozbrzmiał po okolicy. 
Przekręciłem kluczyki po raz kolejny. Zapalił. Z piskiem opon ruszyłem z podjazu i pod domem Emily byłem po pięciu minutach. Zadzwoniłem dzwonkiem. Minęło może niecałe pięć sekund, a ta już mi je otworzyła. Wszedłem za próg i zatrzasnąłem za sobą drzwi, tuląc do siebie brunetkę. Pocałowałem ją w czoło i przycisnąłem bardziej do klatki piersiowej.
- Kocham cię. - szepnęła i wpiła się w moje usta. Podciągnąłem ją do góry i wchodząc do jej pokoju, położyłem na łóżku. Ściągnąłem swoje rzeczy i położyłem się obok niej, a ta odrazu się w mnie wtuliła, nakrywając nasze ciała ciepłym kocem.
- Czego się bałaś? Albo nadal boisz? - spytałem okręcając sobie jej włosy wokól palca. Emily wzięła do ręki swojego iPhone'a i pokazała wszystkie wiadomości od nieznajomego. Próbowałem nie pokazywać tego po sobie, ale w środku naprawdę chciałem znaleźć TĄ osobę i tak po prostu wbić kulkę w łeb. Ot tak i odejść.Przycisnąłem ją do siebie i oboje zasnęliśmy.
***
Podniosłem się łóżka i rozejrzałem się dookoła. Zszedłem na dół i ujrzałem drobną postać siedzącą na blacie w kuchni. Podszedłem i przytuliłem ją od tyłu. 
- Hej ślicznotko. - wymruczałem jej do ucha, składając na jej szyi małe pocałunki. 
- Harry zobacz co znalazłam. - oznajmiła dziewczyna kładąc trzy małe kamerki.
- Gdzie były? - spytałem podchodząc do niej tak aby stać twarzą w twarz. Miała łzy w oczach.
- W mojej sypialni, łazience i salonie. - odpowiedziała i wtuliła się w zagłębienie mojej szyi. Kolejny raz naszła mnie ochota zabicia gnoja. 
----------------------------------------------------------------------------------
Taa daaaam. Rozdział szesnasty ;)
Miał wyjść dobrze. Wyszło jak zawsze xd
Tak więc jeżeli obchodzi was chodź trochę ten blog to przeczytajcie to:
Myślę nad zakończeniem tego bloga. Tak. Usunięciem. Decyzja nie jest podjeta ostatecznie, ale na 70 %. 
Jeżeli ktoś z was (jeżeli wgl ktoś tu jeszcze jest i to czyta) chce aby blog został to proszę tu o zostawienie komentarza. Nawet głupiej kropki. Jeżeli nie masz konta to dodaj z anonima i się podpisz nwm. imieniem. pseudonimem czy mkolwiek. Ale dodaj jak przeczytałeś/aś. i oczywiście chcesz aby blog został.
Ja piszę, staram się a tu jeden komentarz. Hello!
Zamiast rosnąć komentarze,  wyświetlenia. To nieee. Okej. Jak nie chcecie to nie muszę tego pisać. Ja nie robię tego dla siebie tylko dla was.
Więc jeżeli mam dla kogo pisać, to dodaj tu komentarz. Nawet kropkę. Ale dodaj. Cokolwiek. 
AMEN. ^^

Rozdział krótki bo ... tak. Ile będzie komentarzy taki będzie rozdział. 
Proste?
Proste.
Mała ilość komentarzy - krótki rozdział.
Dużo komentarzy - długi rozdział. 
No to róbcie jak chcecie ;**





 

poniedziałek, 16 września 2013

Chapter 15



Trzęsącymi się dłońmi odłożyłam książkę na miejsce i opierając się o ścianę oplotłam ramionami nogi. Położyłam brodę na kolanach i przymknęłam oczy . Spojrzałam na iPhone’a  i po plecach przeszły mnie dreszcze. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i wzięłam kilka głębokich wdechów. Przecież nie mogę o tym myśleć. Ale kto to był? Cicho, już, już. Spokojnie. Wstałam z łóżka i po drodze zabierając za sobą potrzebne rzeczy popędziłam pod prysznic.

Ciepłe kropelki wody  rozluźniały moje mięśnie, a zarazem całe ciało. Było mi tak dobrze. Wytarłam mokrą skórę i rozczesałam posklejane włosy i zaczęłam je suszyć. Zarzuciłam na siebie jakąś dużą męską koszulkę, która nie wiem co robiła w mojej garderobie. Pewnie jest Liam’a. Jak ja go dawno nie widziałam. Trzeba się spotkać ze starym przyjacielem.

Wyszłam z łazienki i pobiegłam na dół do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Chwytając kanapki i omijając co drugi schodek wpadłam do pokoju. W oczy od razu rzucił mi się iPhone. Wciągnęłam powietrze, po to by go zaraz wypuścić. Usiadłam na fotelu i włączyłam laptopa. Nic ciekawego nie znalazłam więc położyłam się na łóżku i zaczęłam pałaszować kolację. Odruchowo spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę siedemnastą. Pusty talerz odstawiłam na szafkę i postanowiłam zadzwonić do cioci z pytaniem o której będzie. Jeden sygnał, drugi, piąty. Nic. Odłożyłam go na miejsce, a ten zaraz zawibrował. Serce podeszło mi do gardła, a ręce zaczęły się trząść. Czy teraz na każdego sms-a będę tak reagowała? Wzięłam go do ręki i zaczęłam czytać sms-a, który był od Holly. Informowała mnie o tym że nie wróci na noc bo zostaje u jakiejś tam koleżanki bo maja cos tam z pracy. Super. Położyłam głowę na poduszce i zaczęłam myśleć o swoim życiu.

***

Przystawiam naładowany pistolet do jego głowy. Głowy którą kocham. Głowy która należy do NIEGO. Zamykam oczy i czuję jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim organizmie. Czuję szczęście i rozkosz. Brak miłości. Jest fajnie. Mogę latać. Yeah. Od zawsze marzyłam. Otwieram oczy i jestem razem z nim w ciemnym lesie. Wokół nas stoją mężczyźni w czarnych strojach i białych rękawiczkach. Lustruję ich wzrokiem i wybucham głośnym śmiechem. - Nie pasują ci rękawiczki do stroju! – krzyczę do jednego z nich. Zamykam oczy i znowu stoję z pistoletem przyłożonym do Jego skroni. Wybucham głośnym śmiechem, a z jego zielonych oczu płynął samotne łzy oświetlone blaskiem księżyca. Znowu zaczynam się śmiać i lustrują go od góry do dołu. Oglądam się za siebie a za mną stoi zbudowany mężczyzna ze strzykawką w dłoni. Uśmiecham się do niego, a ten prycha na mój widok i odwraca się w drugą stronę. Znowu swój wzrok zatrzymuję na Jego twarzy. Jest już cała mokra od łez. Ocieram kropelki potu z jego czoła i patrzę prosto w jego oczy. - Życie jest fajne. Nieprawdaż? Tylko szkoda, że twoje już się kończy. – oznajmiam i zaczynam się śmiać w niebo głosy. Spoglądam ostatni raz na Jego żywą twarz, na jego żywe oczy i powieki z których nie popłynął już łzy. Jakoś nie wzrusza mnie to. Przybliżam się do niego i szepczę mu do ucha: - Miłego wypoczynku. – zaczynam się śmiać i powoli naciskam spust. Strzał. Krew. Wszędzie czerwony płyn. Leci w powietrzu. Płynie po betonie. Spoglądam na Niego martwego i wtedy sobie uświadamiam. To jest chłopak którego kocham. Harry. To on. Zabiłam go. Właśnie to zrobiłam. Zabiłam. Człowieka, który miał żyć. Który chciał żyć. - Dobra robota maleńka. – słyszę w prawym uchu. Upadam na kolana i kładę dłoń na Jego martwej, bladej twarzy. - Harry! – krzyczę i spoglądam w niebo. Uświadamiam sobie, że to przecież moja wina. To ja go zabiłam. Kładę się obok niego i biorę do ręki pistolet. Przybliżam go do mojej skroni i spoglądam na Niego. - Zaraz się znowu zobaczymy kochanie. – mówię i strzelam prosto w skroń. To koniec. Wszystkiego. Miłości. Mnie. Jego. Koniec. Dosłownie.

***

Obudziłam się cała mokra i zapłakana. Wytarłam klejące się oczy i próbowałam się jakoś uspokoić. Ręce miałam spocone i cała się trzęsłam.  Nie, nie, nie. Ja nie chcę. Nie chcę żeby to kiedyś się zdarzyło. Po dziesięciu minutach odstresowałam się i zaczęłam oddychać równomiernie. Nagle mój iPhone zaczął wibrować spojrzałam na ekran, a moje serce które zdążyło zacząć normalnie bić w normalnym tempie znowu zaczęło szybko i nierównomiernie bić. 

piątek, 6 września 2013

Chapter 14

Przed oczami mignęło mi kilka wspomnień. Wszystkie przez mgłę. Niektóre z Liam’em, inne z Harry’m, a jeszcze inne z Niall’em. Nie wiem dlaczego. Nie wiem po co. Kompletna pustka.
Usłyszałam cichy szept. Kilka razy. Próbowałam się skupić i spróbować usłyszeć to wyraźniej. W końcu udało mi się. Słuchałam dokładnie każdego wypowiadanego słowa. ‘Emily. Kochanie. Wiem, że jest i będzie ci ciężko po tym wszystkim. Pomogę Ci przejść przez to. Kocham Cię. Wiesz o tym prawda? Wiem, że wiesz. Wiem, że ty kochasz też mnie. Wygodnie ci jest? Jeśli nie to jakoś ci poprawię to wszystko.’ Cisza. Później usłyszałam tylko pociągnięcie nosem. Płakał. Mój Harry płacze. Poczułam ciepłą palce oplatające moją dłoń. Spróbowałam otworzyć oczy. Mogłam, ale wolałam posłuchać dalej tego co Harry ma do powiedzenia. Kocham właśnie takiego Harry’ego. ‘Emily. Obudzisz się. Prawda? Powiedz, że tak. Kocham Cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie życia. Beż Ciebie.’ Przerwa. Kropla łez spłynęła po moich palcach, a później w tym samym miejscu poczułam ciepłe usta. Nie mogłam go dalej trzymać w niepewności.
- Kocham Cię Harry i Cię nie zostawię. Obiecuję. – wyszeptałam zachrypniętym głosem i po otworzeniu oczu ciepło spojrzałam na chłopaka.
W tamtym momencie z oczu spłynęły wszystkie łzy które tylko tam miał i przybliżył do mnie swoją twarz, a po chwili całowaliśmy się namiętnie i czule. Brakowało mi tego przez cały czas gdy tu leżałam. Chłopak oderwał się ode mnie i spojrzał prosto w oczy.
- Kocham Cię. Rozumiesz? Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić. – szepnął i pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego, a ten odpowiedział mi tym samym.
- Ile tu leżę? – spytałam patrząc jak siada obok mnie na białym łóżku.
- Dwa dni. – oznajmił dalej zawzięcie poprawiając mi poduszkę.
- Wygodnie mi. – rzekłam i pocałowałam go w rękę. Aż dwa dni? Wydawało mi się że jakąś godzinkę ewentualnie dwie.
- Aż? A co z tamtymi kolesiami? – spytałam. Harry spuścił głowę i zaczął bawić się swoimi palcami. Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu wkońcu spojrzał na mnie i smutno się uśmiechnął.
- Uciekli. Boję się, że znowu będą próbowali coś ci zrobić? – po całym moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Momentalnie zrobiło mi się zimno, a zarazem ręce mi się pociły. Harry widząc to mocno mnie do siebie przytulił i pocałował w głowę.
- Wszystko będzie dobrze. – szepnął do ucha i znowu zastygliśmy w pocałunku. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Skąd oni wiedzieli, że tam jestem?
- Skąd wiedzieliście, ze tam jestem? – spytałam zaciekawiona postawionym sobie pytaniem.
- Tylko nie wściekaj się na niego. Ok.? – spytał i nieznacznie się uśmiechnął. – Niall zadzwonił do mnie i razem cię śledziliśmy. Na początku nie mogliśmy Cię znaleźć. Ale jakoś się udało. – odpowiedział i mocno mnie do siebie przytulił. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i odruchowo przeniosłam na nie wzrok.
- Dzień dobry. Jak zdrówko? – spytał lekarz oglądając te wszystkie aparatury do których byłam podłączona.
- No dobrze, dobrze. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do pana.
- No to fajnie. A ile czasu temu się obudziłaś? – spytał, a ja w myślach dodawałam każdą sekundę.
- Jakieś pięć, dziesięć minut. – oznajmił za mnie Harry i szczerze się uśmiechnął.
- No dobra. Niech pani weźmie te leki. – pokazał gestem ręki na tabletki leżące na szafce obok mojego łóżka.
- Dobrze. – odpowiedziałam, a lekarz wyszedł zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na Hanzę, a chwilę potem znów ktoś wszedł do sali. Przeniosłam wzrok na tą osobę. Niall. Zlustrowałam go wzrokiem i aż się przestraszyłam. Koszulka jakby była nie prana od kilku dni, spodnie tak samo. Oczy podkrążone, Kilka siniaków na rękach i twarzy. Włosy poczochrane w totalnym nieładzie.
- Niall… - szepnęłam, a z oczu poleciało mi kilka samotnych łez.
- Spokojnie. – powiedzieli w jednym momencie. Spojrzałam raz na Harry’ego raz na Niall’a.
- Już między wami wszystko ok.? – spytałam dalej lustrując blondyna wzrokiem.
- Tak. – odpowiedzieli uśmiechnięci. Spojrzeli się na siebie i przybili sobie piątkę i tak zwanego żółwika.
- Chodźcie do mnie. – przytuliłam ich i napawałam się ostrym zapachem ich perfum.
***
Weszłam do domu cioci i od razu rzuciłam się na kanapę. Podeszła do mnie ciocia w czerwonym fartuchu umazanym w mące i szerokim uśmiechem na twarzy.
- I jak było? – spytała wycierając dłonie o kolorową ściereczkę.
- Jak to jak? – spytałam zaskoczona.
- No u rodziców Harry’ego. – odpowiedziała cały czas szeroko się uśmiechając. Rodzice Harry’ego? Ahh tak pewnie wymówka na nieobecność mnie w domu. Pomyślałam sekundę nad odpowiedzią i zdecydowałam się na tą najprostszą.
- Fajnie, fajnie. – rzekłam i  wygodniej usiadłam na kanapie.
- Opowiesz coś o nich? – spytała siadając obok mnie. O kurde. Co ja jej teraz mam powiedzieć?
- Oj. Jeść mi się chce. – powiedziałam, a gdy ciocia wstała dokończyć to co zaczęła napisałam do Harry’ego sms-a.


- Pyszne. – oznajmiłam połykając pierwszy kęs jedzenia. Nawet nie wiem co zrobiła wtedy. Byłam zestresowana tym, że może zadać mi jakieś pytanie na temat jego rodziny, a ja nie będę wiedziała. Coraz szybciej jadłam. Wkońcu zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć.
- Nic Ci nie jest? – spytała ciocia spokojnie popijając kawę.
- Chy … ba … nie… - powiedziałam między kaszlami. Wzięłam do ręki kubek z ciepłą herbatą i upiłam łyk.
- Już lepiej. – rzekłam i dokończyłam obiad. – Dziękuję. – rzekłam i potykając się co drugi schodek, popędziłam na górę. Wpadłam do pokoju, zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Chwilę popatrzyłam w biały sufit wiszący nade mną i na chwilę przymknęłam oczy. Po to bo choć trochę się zrelaksować. W głowie pojawił mi się obraz tych trzech kolesi. Po plecach przeszły nie ciarki. Potrząsnęłam głową i z szafki stojącej obok łóżka wyciągnęłam jakąś książkę o wampirach. Otworzyłam na stronie, na której ostatnio skończyłam czytać i zaczęłam zapoznawać się z tekstem historii jakiejś dziewczyny i wampirów.
Przekręciłam stronę i poczułam wibrację w kieszonce spodni. Wyciągnęłam iPhon’a i zamarłam. 

------------------------------------------
Tak wiem długo itp itd. Ale czekałam choć na jeden komentarz jeszcze. A tu nic. No to trudno już dodałam. Ale za to krótki. :P
Dobra nic wam się nie stanie mordki <33
Do następnego. Sajonara xd <33 :*

wtorek, 27 sierpnia 2013

Chapter 13

Po moim policzku mimowolnie spłynęła pojedyncza łza. Cały czas wpatrywałam się w martwy punkt daleko przede mną. W głowie miałam milion różnych scenariuszy. Wszystko kłębiło mi się w tej małej główce. Ja tu siedzę z Niall’em i oglądam, świetnie się przy tym bawiąc, a gdzieś na obrzeżach Londynu jest MÓJ Harry z jakimiś facetami, którzy chcą coś z nim zrobić.
- Halo. – powiedział blondyn machając mi ręką przed oczami. Zamknęłam powieki tylko po to żeby zaraz móc je otworzyć i wrócić do sytuacji sprzed dwudziestu minut, gdzie siedzę z Niall’em przed telewizorem, a Harry jest gdzieś na mieście, ale bezpieczny.
- Coś się stało? – spytał zaniepokojony chłopak.
- Nie … Wsz… wszystko jest dobrze. – wyszeptałam dalej wpatrując się w jakiś punkt. Cholera. Powinnam teraz tam iść i mu pomóc. Ale jak? Normalnie. Chciałam zejść z kanapy ale nie mogłam. Może to przez te emocje. Spojrzałam w stronę Niall’a i zobaczyłam jak sięga po mojego iPhon’a. Szybkim ruchem go wyprzedziłam. Wyrwałam go z jego dużej dłoni i w kawałkach wsadziłam do kieszonki. Sztucznie się do niego uśmiechnęłam i nawet nie zauważyłam że stoi przede mną.
- Wszystko okej? – spytał po raz drugi, trzeci. Niewiem.
- Emm … tak. Wszystko jak najlepiej. Jest wspaniale, a ja już muszę iść. – wypuściłam z siebie potok słów z szerokim, sztucznym uśmiechem na twarzy i na odchodne puściłam do niego oczko, a potem zatopiłam się w zimnych ramionach oddechu nieba. Zaciągnęłam się powietrzem i gdy szybkim krokiem chciałam ruszyć w stronę starego budynku o którym napisał mi nieznajomy, poczułam ciepłą dłoń na nadgarstku. Ponownie wciągnęłam najwięcej powietrza ile tylko zdołałam zmieścić i odwróciłam się do niego twarzą.
- Puść mnie. – syknęłam i próbowałam się wyrwać.
- Nie jest wszystko dobrze. Widzę. – rzekł, a ja głupia spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy przepełnione bólem, żalem, współczuciem, miłością. Czekaj, czekaj. MIŁOŚCIĄ? Szybko odkręciłam głowę w stronę wysokich rozłożystych drzew, które otaczały dom chłopaków i prychnęłam z wyczuwalną ironią w głosie.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przynajmniej ze mną. Źle to może zaraz być, ale z Tobą. – syknęłam i wyrwałam dłoń z jego uścisku, i biegiem ruszyłam na drugą stronę ulicy.
Moje serce biło tak mocno, że miałam wrażenie, że obudzi zaraz całe miasto. Przemierzałam opustoszałe uliczki Londynu, a wokół otaczała mnie ciemność. Przystanęłam i wyciągnęłam swojego białego iPhon’a. Trzęsącymi się rękoma włożyłam baterię i go włączyłam. Spojrzałam na niego i dopiero teraz zobaczyłam, że ma pęknięty ekran. Nagle coś zaczęło migać. Uniosłam głowę, a nade mną była chyba zepsuta latarnia. Schowałam z powrotem phona do kieszeni i choć cała się trzęsłam to pewnym krokiem ruszyłam na przód. Zaczęłam się rozglądać za małym parkiem. Przeszłam już dobre trzy kilometry. Oby nie więcej. W oddali ujrzałam kilka drzewek, jakieś rośliny, krzaki i trzy małe ławeczki, a po środku tego prowadziła ścieżka. To musi być to. Moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej. Nogi się pode mną ugięły w kolanach. Lekko zawirowało mi w głowie na myśl o tym całym zdarzeniu. Ręce trzęsły mi się coraz bardziej. Nie mogłam opanować swoich emocji. Teraz trzęsłam się już cała. Żołądek podszedł mi dosłownie do samego gardła. Przełknęłam ogromną gulę i szybszym, pewniejszym krokiem ruszyłam w głąb parku. Przystanęłam na samym jego środku i zaczęłam się rozglądać za jakimś murem. Gdy wiatr lekko zawiał, za kilkoma drzewami ujrzałam coś przypominające czerwone, rozwalone już cegły. Podeszłam bliżej upewniając się, że to na pewno jest mur. To był murek. Szłam wzdłuż niego w poszukiwaniu jakiegoś przejścia. Gdy już go znalazłam, zastanawiałam się czy na pewno mam tam wejść. Może to jakaś zasadzka? Ale tak na zdrowy rozum. Po co komu potrzebna taka zwykła, szara myszka jak ja? No właśnie. Weszłam za niego i moim oczom ukazał się stary rozwalony budynek. Miał kawałek dachu, a zamiast okien poprzybijane kawałki jakiś desek. Domyślając się w miejscu drzwi był duży otwór, jakby ktoś wywarzył je tylko trochę z kawałkiem ściany. Chata była zrobiona w połowie z drewna, a druga połowa z cegieł. Podeszłam krok bliżej i zobaczyłam, że jest taki otworek przez który w razie czego mogłabym uciec. Zaciągnęłam się zatrutym tamtym miejscem powietrzem i postawiłam niepewny krok w przód, potem drugi, trzeci, a dalej już poszło wszystko łatwo.
- Halo. Jest tu ktoś?! – krzyknęłam zachrypniętym i łamiącym się głosem. Czuć było starym, spróchniałym drewnem i nadmiarem alkoholu. Wszystko było podpierane przez jakieś bele. Weszłam na środek i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam przejście do drugiego pomieszczenia. Rozejrzałam się czy nikogo tu nie ma i poszłam na przód. Odchrząknęłam i znowu zapytam czy jest tam ktoś. Odpowiedziała mi jedynie cisza. Ponownie wciągnęłam powietrze, ale nie dano mi go wypuścić. Poczułam silny ból na nadgarstkach i na twarzy. Otworzyłam oczy, a nade mną stało dwóch mocno zbudowanych kolesi. Z bicepsami i całą resztą mięśni po rocznym ćwiczeniu na siłowni. Zlustrowałam ich wzrokiem i poczułam, że musi być tu jeszcze trzeci facet, który trzyma mnie za nadgarstki i zakrywa dłonią usta. Zaczęłam się rzucać i szarpać. Na nic. Ból z każdą sekundą stawał się jeszcze gorszy.
- Puść ją. Bo się udusi. – zakpił jeden z mężczyzn stojących nade mną i obaj parsknęli śmiechem. Miałam ochotę wstać, nakopać jednemu, drugiemu i trzeciemu do dupy tak, że by się nie podnieśli.
Wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam na nich wzrokiem, jakbym miała ich zaraz zabić.
- Ohoho. Myślę, że to my tu zabijamy, maleńka. Więc nie patrz tak na mnie. – oznajmił cały czas przy mnie kucając. Pogłaskał mnie po policzku. Co on powiedział? ‘My tu zabijamy’. No to brawo panno Dickinson. Owacje na stojąco się należą. Spojrzałam na drugiego kolesia który był w zasięgu wzroku i zlustrowałam go wzrokiem. Wyglądał na wrednego. Bo wiesz, ci ludzie są wredni. Stał z jedną ręką w kieszeni, a drugą to przysuwał i pociągał papierosa do twarzy, to nie. Był tak samo napakowany jak ten gościu obok mnie. Może nawet bardziej.
- Ohh Will, ale na nią działasz. – rzekł ten facet który pogłaskał mnie wcześniej po policzku.
- Oo no widzisz. Urok osobisty. – odpowiedział cwaniacko ‘will’ czy jak mu tam.
- Nawet się nie przedstawiliśmy. Jestem James, to Will, a ten co Cię trzyma to Robbie. – oznajmił, a ja obejrzałam się na kolesia który ściska mnie tak mocno, że zaraz chyba dostanie.
- Dla przyjaciół Toby. – puścił mi oczko, a ja myślałam, ze się zaraz tam zrzygam mu prosto w rękę. To byłby ubaw. Uśmiechnęłam się na tę myśl, a ten cały Toby ścisnął mnie za twarz jeszcze mocniej. Nagle zaczął się podnosić do pozycji pionowej. Pociągnął mnie mocno za ramiona do góry i zaczął się śmiać prosto w twarz. Gdybym nie miała zatkanych ust plunęłabym na niego tym wszystkim co bym tylko znalazła w całym swoim organizmie. Spojrzałam na niego złowrogo, a te pociągnął mnie za sobą jakbym była jakimś psem. Rzucił mnie dosłownie na krzesło, a zaraz potem przyszedł ten cały Will i zaczął mnie do niego przywiązywać, wcześniej wsadzając mi do buzi jakąś szmatę czymś nasiąkniętą. Śmierdziała jakby zbierał nią wszystko co leżało mu na drodze. Zaczynając od alkoholu kończąc na zwierzęcych odchodach. Myślałam, ze zaraz zwymiotuję. Kolesie stanęli w rządku przede mną z szyderczymi uśmieszkami na tych swoich mordach. Miałam ochotę wstać i pozbyć ich, ich własnych przyrodzeń. O tak, to byłoby dobre i wspaniałe rozwiązanie.
- Will, pilnuj ją, my zaraz przyjdziemy. – oznajmił James i odszedł razem z Toby’m gdzieś za ścianę. Spojrzałam z obrzydzeniem, na tego całego obleśnego Will’a i patrzyłam na jego nawet najmniejszy ruch. Domyślałam się, że jego pełne imię brzmi William. Wziął jedno z krzeseł stojących pod zabitym dechami okien, chyba najlepiej wyglądające, bo tylko bez jednej nogi. Niektóre były tylko z jedną nogą, inne bez oparcia, bez tej części do siedzenia, inne to w ogóle bez nóg. Spojrzałam na mojei wyglądało całkiem przyzwoicie. Miało trzy nogi, oparcie, część do siedzenia, na której się wygodnie siedziało. W sumie to narzekać nie można. Idiotka, siedzi w czymś, nawet nie wiadomo jak to nazwać, przywiązana do jakiegoś krzesła z trzema ohydnymi kolesiami, a ona, że jest całkiem przyzwoite krzesełko. Zaczęłam rozglądać się po całym pomieszczeniu, jeśli można tak to nazwać i patrzyłam co się w nim znajduje. No na pierwszym planie znajdował się Will, na drugiej te wszystkie zepsute krzesła. Oczywiście nie uszły okna, bez okien, poobdrapywane ściany. Moim uwadze nie uszła jakaś tablica widząca na ścianie na prość mnie. Bardziej jej się przyjrzałam. Zauważyłam tam jakieś zdjęcia, jedno tylko było bardzo wyraźne i dziewczyna na nim kogoś mi przypominała. Tylko pytanie: kogo?
- No maleńka próbowałaś kiedyś narkotyków? – pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na przedmiot który trzymał w dłoni. Strzykawka. Cała zaczęłam się pocić i trząść ze strachu Z gardła wydobył się cichy jęk przerażenia i gdy Toby zaczął do mnie podchodzić żołądek znowu podszedł mi do gardła. Wyciągnął moją rękę z zawiązanej liny i powoli podwiną rękaw tak wysoko jak się tylko dało. Z mojego gardła coraz częściej wychodziły coraz głośniejsze jęki. Zaczęłam szarpać ręką, którą Robbie trzymał w swojej dłoni, a drugą próbowałam jakoś wyciągnąć z liny. Na nic to się nie zdało, ale szarpałam dalej, zaczęłam ‘krzyczeć’ gardłem, szarpać nogami i próbowałam wypluć tą starą szmatę. Nic. W pewnym momencie isę poddałam. Nie miałam sił na dalsze stawianie oporu. Wiedziałam, że to i tak nic nie da. Harry. Wtedy gdy go potrzebowałam wtedy go nie było.
Spojrzałam na kolesia który brał od James’a napełnioną strzykawkę. Spojrzał na mnie i wszyscy troje wybuchnęli głośnym złowieszczym śmiechem. Moje serce pękło na milion kawałeczków, których nie dało się już potem pozbierać. Pękłam cała. Robbie przybliżył strzykawkę do skóry o powoli ją w nią wkładał. Wiedział, że to boli i dlatego robił to tak wolno jak tylko się dało. Ale dlaczego? Dlaczego akurat ja? Z moim oczu momentalnie lały się hektolitry łez. Nie mogłam ich powstrzymać nie umiałam. Nie chciałam. Poczułam jak substancja rozchodzi się po moim organizmie. W jednej chwili wszystkie problemy zniknęły. Wszystko. Nie miałam już żadnych problemów. Nic. Czułam się taka lekka, wolna. Miałam ochotę na wszystko, lecz to nie trwało długo.
Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wszystko zaczęło mnie boleć. Nie dałam rady nawet podnieść powiek. Kompletnie nic. Nagle usłyszałam wielki huk.
- Zostaw ją! – usłyszałam męski głos, a później już tylko jakieś hałasy, który były tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni i nicość. Ciemność, to było potem.
---------------------------------------------
Ta daaaaaaaaaaaaam <3
No to teraz trochę się rozkręciło i przechodzimy do sedna sprawy.  :D
Dobra to teraz DEDYKACJA :
Dla Pauliny <3 Wiem że to ty dodałaś te dwa komentarze. Trzy przepraszaam :* )
i Dla anonimka, który podpisał się /Sara <3
Pozdrowionka lecą :* <333

MAM DO WAS TAKĄ PROŚBĘ. W KOMENTARZACH WYRAŻAJACIE SWOJE OPINIE. A NIE TYLKO 'DAWAJ NEXTA, SZYBKO KOLEJNY...' ITP; ITD. 
TO MNIE NIE CIESZY ;)
A GDY SIĘ CZYTA TAKIE OPINIE O BLOGU, OPOWIADANIU TO AŻ MA SIĘ CHĘĆ NA NAPISANIE KOLEJNEGO ROZDZIAŁU JUŻ ZARAZ <3
OPINIUJCIE MOJE OPOWIADANIE. PROOOOOOSZĘ :* :* :* :*